"Toy Story" to klasyka. Klasyka gatunku, klasyka pomysłu, klasyka kina dla dzieci i dorosłych. Mamy już część drugą, a także za jakiś czas trzecią, ale to właśnie pierwsza wzbudza najwięcej emocji - to po nią najczęściej sięgają sentymentalni widzowie. Numer „1” tyczy się owego filmu nie tylko ze względu na miejsce wśród światowych kinowych bestsellerów, ale również dlatego, że to pierwszy animowany komputerowo film pełnometrażowy.
Film, a w zasadzie bajka, bawi do łez. Przedstawia uosobione zabawki, które przeżywają rozterki, mają swoje problemy, niczym ludzie. Generalnie rzecz biorąc to nie personifikacja zabawek, ale „zabawkizacja” nas - zabieganych, wciąż dokądś zmierzających homo sapiens. „Toy Story” ściera ze sobą dwa rodzaje postaci: Chudego - przestarzałą zabawkę, która prócz inteligencji i pięknej „duszy” niczym namacalnym nie imponuje oraz Buzza Astrala, który mimo wielu gadgetów, jakimi został opatrzony, zapewne w jakiejś chińskiej fabryce, nie dopuszcza do siebie informacji, iż jest zabawką. Różnica charakterów, wizji świata i słabości - zupełnie jak na naszym ziemskim padole…